Złotowłosa Złotowłosa
641
BLOG

Spod wpół przymkniętych powiek ;)

Złotowłosa Złotowłosa Rozmaitości Obserwuj notkę 27

 Był sobie KOT. Prawdziwy KOT. Nie jakiś tam kotek, koteczek, kiciuś, ale KOT. Mieszkał w dużym salonie pewnego domu. To było jego królestwo. Salon miał wszystko to, co KOTU było potrzebne - miękką kanapę, a na niej poduszki między którymi można się było umościć, kominek który dawał ciepło, a był na tyle oddalony od kanapy, żeby trzask drewna nie denerwował KOTA, no i we właściwym miejscu, trochę schowanym przed okiem wścibskich ludzi, miseczkę, w której zwykle znajdował KOT różne smakołyki. KOT  to był kot z charakterem. Ludzie mieszkający w tym domu wyobrażali sobie, że KOT jest leniuchem. Lubił przecież się wylegiwać na kanapie i jeśli nie musiał - nigdy nie wychodził z salonu, ale KOT leniuchem nie był. KOT był obserwatorem.

Godzinami, zmrużywszy lekko swoje zielone oczy obserwował otoczenie. Dzięki temu wiedział że jest coś takiego jak pory roku, bo za oknem zmieniał się krajobraz. Drzewa raz miały liście, a raz nie. Czasem przykrywało je coś białego. Niezbyt przyjemnego w dotyku, bo KOT kiedyś sprawdził, że to białe jest zimne i mokre. Ludzie w domu nazywali to śniegiem, a dzieci po prostu wariowały, gdy to coś pojawiało się w ogródku. Czego KOT zupełnie nie umiał pojąć. Najprzyjemniej jednak, zdaniem KOTA, było wtedy gdy na drzewach za oknem pojawiały się zielone listki, a pomiędzy gałęźmi czasem można było dostrzec ptaszki. KOT czuł wtedy lekkie podniecenie w środku.... Oczy mrużył bardziej niż zwykle, od czasu do czasu wstawał, żeby przeciągnąć się od niechcenia nie tracąc ani na moment obrazu tych śmiesznych, wydających dziwne dźwięki stworzeń. Jedno tylko niepokoiło lekko KOTA....Nie rozumiał za bardzo skąd podczas tych obserwacji bierze się ta dziwna wibracja w okolicach żołądka.....

Kiedyś postanowił rozgryźć problem. Ułożony na kanapie, wśród wielu poduszek obserwował te puchate stworzenia i doszedł do wniosku, że w dziwny sposób kojarzą mu się z ...jedzeniem....Hmmm... pomyślał.... w takim razie wszystko jasne.....i w tym samym momencie ucieszył się, że nie musi zabiegać o posiłek w taki niecywilizowany sposób. Jego miseczka na szczęście zawsze była pełna we właściwym momencie. Od tej pory, choć wibracje w żołądku nie zniknęły na widok przedziwnych stworzeń skaczących jak na rozpalonych drwach, były już rozpoznawalne i wyjaśnione. KOT okiełznał swój odwieczny instynkt. Duma rozpierała KOTA. Nawet z tej radości wstał z kanapy i poszedł do jedynego człowieka w tym domu, którego miał ochotę dotykać i otarł się z godnością o jego nogę.

Człowiek był duży, potężny, ale przedziwnie delikatny w obejściu z KOTEM.... Dlatego KOT tak go lubił.... Nigdy by się do tego nie przyznał - miał przecież swoją GODNOŚĆ KOTA, ale naprawdę lubił tego wielkiego faceta.

Czasem, gdy KOT zmrużywszy swoje oczy leżał i obserwował z niepokojem biegające po JEGO salonie dzieci, człowiek siadał na kanapie obok KOTA i delikatnym ruchem sięgał do KOCIEJ głowy. Och...KOT prędzej by umarł niż by się przyznał, że czuł wtedy błogość absolutną płynącą wprost od tej ręki, poprzez te specjalne miejsca za uszami i pod brodą, gdy człowiek dotykał go swoimi dużymi ale delikatnymi rękami. Wtedy następowało to czego KOT naprawdę się wstydził. Był w końcu KOTEM. KOT zaczynał mruczeć....Czuł narastający gulgot gdzieś w okolicach żołądka, przemożny, nie do powstrzymania, z głębi trzewi...I w końcu, gdy już naprawdę nie miał sił by go powstrzymać, wydobywał się z jego gardła dźwięk, który zawsze wywoływał uśmiech na twarzy mężczyzny i zawsze zawstydzał KOTA.....mmmmrrrrrrrrraaaaauuuuuuu.......mmmrrrrrrrrrrrrrr.......mrrrrrrrrrrraaaauuuu... mmmmmmmmmmmmmmmrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrr

Raz w życiu KOT zrobił coś czego naprawdę wstydził się do dziś i gdy tylko o tym pomyślał, z zakłopotania zaciskał powieki i udawał, że śpi. Kiedyś, gdy człowiek tak drapał KOTA, KOT, no tak, musiał się sam do tego przyznać....PRZEKRĘCIŁ SIĘ NA PLECY I DAŁ SIĘ DRAPAĆ PO BRZUCHU. Co to była za rozkosz....i jaki wstyd !!!  Normalnie jednak takie chwile słabości mu się nie zdarzały. Normalnie był pełnym godności KOTEM.

Godziny spędzone na kanapie w salonie, na obserwacji jak to zwykł nazywać KOT i na "wstrętnym lenistwie", jak to insynuowała jedna z mieszkanek, zaowocowały doskonałą znajomością zwyczajów wszystkich mieszkańców. To było pożyteczne. Dzięki temu KOT wiedział kto może mu ewentualnie zagrozić w jego najukochańszym zajęciu (obserwacja, rzecz jasna), a kto jest kompletnie niegroźny.

Wiedział więc, że w godzinach około południowych po prostu musi udawać, że śpi. Ostentacyjnie chrapać lub coś w tym rodzaju. Inaczej dzieci wpadające do domu z miejsca, które nazywały szkołą, nie dawały mu spokoju. Jakby nie wiedziały, że jest KOTEM, a nie jakąś pluszową zabawką. Jakby zapominały, że salon to JEGO miejsce i należy w nim poruszać się powoli, bez tych dzikich wrzasków i, że na pewno nigdy, przenigdy nie należy go miętosić tymi małymi spoconymi, oblepionymi cukierkami i gumą do żucia łapkami. Więc na wszelki wypadek udawał, że śpi....

W domu była jeszcze poza ukochanym człowiekiem (do czego KOT i tak przyznawał się niechętnie przed samym sobą) druga istota, którą KOT zaledwie tolerował. Tolerował, bo krzywdy żadnej mu nie wyrządziła. Czasem, pod nieobecność człowieka dawała mu jeść. Pachniała ładnie - inaczej niż człowiek, ale ładnie. Zdarzało jej się jednak o KOCIE wyrażać niepochlebnie, a tego KOT nie zapominał. Tolerował ją wyłącznie z jednego powodu.

Z zupełnie niezrozumiałych względów była kimś ważnym dla ukochanego człowieka. Czasami nawet, o zgrozo, człowiek zamiast usiąść obok KOTA na kanapie, siadał obok niej na ogromnym fotelu i rozmawiając trzymał za rękę. KOT nie rozumiał co jest przyjemnego w trzymaniu za rękę tej ładnie pachnącej istoty. Nie miała przecież miękkiego futerka jak on, nie grzała ręki mężczyzny jak on, nie mrużyła zielonych oczu (bo miała niebieskie), no i przede wszystkim nie mruczała, jak jemu się zdarzało w chwilach słabości. KOT nie rozumiał zachowania człowieka, ale tolerował jej obecność. Wiedział bowiem, że człowiekowi sprawia to jakąś dziwną przyjemność. KOT czuł dziwne wibracje w powietrzu, gdy tych dwoje siedziało obok siebie na fotelu. Czuł wibracje i ..... czuł się zazdrosny! Oczywiście nigdy nie przyznałby się do tego nikomu, ale zazdrość błyskała w jego zielonych oczach. Na szczęście takie chwile nie zdarzały się często. Zazwyczaj przybiegały te małe hałaśliwe istoty i zabierały ze sobą kobietę człowieka. Wtedy KOT ostentacyjnie zakopywał się w poduszki, żeby tylko człowiekowi nie przyszło do głowy, że KOTU zależy na jego obecności na kanapie. Spod wpół przymkniętych powiek obserwował jednak człowieka, który leniwym ruchem przeciągał się na fotelu, wstawał i wolno zbliżał się do kanapy. KOT drżał cały w środku w oczekiwaniu na pieszczotę, ale niewzruszenie trwał wśród poduszek. Wystarczyło jednak, że człowiek usiądzie i swoim głębokim, ciepłym głosem powie: "chodź do mnie przyjacielu", żeby KOT, porzuciwszy całą swą dumę, zbliżył się do niego. Oczywiście robił to najwolniej jak potrafił. Też przeciągał się, napinał grzbiet, spoglądał leniwie w stronę kominka i z udawanym zainteresowaniem obserwował płonące drwa. W końcu, gdy uznawał, że jego godność nie ucierpi - podchodził do wyciągniętej ręki mężczyzny....

Czasami,  na szczęście niezbyt często, następowały zmiany. KOT nie lubił zmian, bo zmiany zabierały mu ukochanego człowieka. Po prostu przychodziły dni, kiedy mężczyzna schodził do salonu z dużą torbą, stawiał ją gdzieś przy drzwiach, siadał obok KOTA na kanapie i mówił, że musi wyjechać. Wtedy KOT się obrażał. Jak można zostawiać go na pastwę tych hałaśliwych dzieci? Już z dwojga złego wolał tę pachnącą ładnie kobietę - ona chociaż wiedziała skąd bierze się smakołyki do jego miseczki, ale WYJAZD? KOT nie znosił słowa wyjazd w ustach mężczyzny. Prawdziwie wtedy cierpiał. Nigdy nie wiedział jak długo to będzie trwało. Próbował rozpoznać po wielkości torby, ale mężczyzna zawsze brał tę samą torbę. KOT zastanawiał się ile przed nim samotnych wieczorów na kanapie, ile tarmoszeń dzieci, na które nikt nie krzyknie, że męczą KOTA, gdy wyjedzie człowiek, ile miseczek bez specjalnych kąsków, które dostawał od człowieka, gdy kobiety nie było w pobliżu. No - po prostu nie znosił słowa WYJAZD....

Kiedyś jednak WYJAZD człowieka zmienił naprawdę wiele. Człowiek wrócił z ....hmmmm....

KOT nie wiedział jak ją nazwać.....Człowiek wrócił z prawdziwym BÓSTWEM.

Była drobna, sprężyste ruchy sprawiały, że KOT widział grające pod skórą mięśnie, ani grama tłuszczu...KOT po raz pierwszy w życiu zawstydził się trochę swego tłuszczyku w okolicach brzucha zostawionego na zimę. Karnację miała wielokolorową. Szarobiałe prążki pokrywały jej zgrabne ciało. Przekrzywiała głowę w jedyny na świecie sposób. Zalotnie zerkając spod wpół przymkniętych powiek, błysnęły zielono brązowe tęczówki....KOTU naprężyły się wąsy..... Była absolutnie doskonała....

KOT wiedział że teraz wszystko się zmieni w jego życiu. I choć ta dziwna tęsknota za tym co było, stała się prawie namacalna, w tym momencie myślał tylko o tym co zrobić, żeby zostać sam na sam z tą dziko umaszczoną pięknością.....

 

"Miłość porusza się na dwóch nogach. Jedną z nich jest miłość do Boga, a drugą miłość do ludzi. Rób wszystko, abyś nie kuśtykał, ale biegnij na obu aż do samego Boga." św.Augustyn (...) Nie trzeba żałować ani cierpienia, ani śmierci, która jest powrotem na łono Boga, ani nawet żałoby. Bo ten, co odszedł, jeśli czcimy jego pamięć, jest potężniejszy i bardziej obecny od żywych. Antoine De Saint-Exupery "Twierdza"

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości