arch.domowe
arch.domowe
Złotowłosa Złotowłosa
769
BLOG

Między słowami

Złotowłosa Złotowłosa Rozmaitości Obserwuj notkę 16

Serce nie boli. To zdanie słyszałam niejeden raz. Może innych nie boli. Mnie boli. Wiem, bo codziennie czuję ten ból. Pojawia się od razu po przebudzeniu, gdy tylko spojrzę na jego stronę łóżka. Od dwóch lat wciąż śpię po swojej stronie i na swojej poduszce. AmAna jest dla mnie niewygodna, no i przede wszystkim jest AmAna. Leży tam jego koszula. Kiedy mocno zacisnę powieki i cała zamienię się w węch, czuję jeszcze, coraz bardziej ulotny, zapach mojego męża. Tak, wiem, z pewnością znajdzie się wielu, którzy zdiagnozują u mnie depresję albo upośledzenie umysłowe. Trudno. Koszula jest tą, którą miał na sobie w środę, przed tym okropnym czwartkiem, gdy udar powalił go na podłogę w pracy. Zadziwiające ile człowiek widzi w takiej chwili szczegółów. Zadzwoniła po mnie pani sekretarka. „Coś stało się z panem dyrektorem”- powiedziała. A ja pobiegłam, by zobaczyć, że leży nieprzytomny na podłodze ze lśniącej klepki. Skrzypiące schody, klepka, mój nieprzytomny najukochańszy mąż, nienormalny spokój, wykrzykiwana w myślach modlitwa, szalona jazda samochodem i prośba do Anioła Stróża, by mnie prowadził, bo kto się będzie opiekował AmAnem, jak już wyzdrowieje, jeśli ja się teraz zabiję… Nie znoszę sygnału karetek. Nie cierpię po prostu. Kiedyś, przed tym czwartkiem, gdy słyszałam karetkę, modliłam się za osobę w środku. Dziś, do bolącego serca dołącza skręcony żołądek i ta, z trudem powstrzymywana, ochota, by zasłonić rękami uszy, by zabawić się w małą dziewczynkę, schować do norki.

Jak się żyje z bólem serca? Zadziwiające. Zupełnie tak samo jak z jego spokojem i radością. Bo serce nieprawdopodobnie jest pojemne. Zmieści wszystkie smaki. Słodycz przemiesza z goryczą, słone łzy doprawi kwaśna miną, ale bez piątego z nich, bez umami, nie można poznać prawdziwej głębi potrawy jaką jest życie. Dla mnie Bóg jest umami.

Najważniejsza jest Miłość. Ile razy słyszałeś to zdanie? Mnóstwo zapewne. Przypuszczam, że często w Kościele, od księdza, może na rekolekcjach. Może na twoim ślubie ktoś czytał Hymn o miłości św. Pawła z Pierwszego Listu do Koryntian. Uwierz mi jednak, ono zupełnie inaczej brzmi, gdy mówi ci je ukochana osoba leżąca na szpitalnym łóżku i szykująca się na spotkanie z Bogiem.

- Złotowłosa, ja idę do Pana Boga…

- Może jeszcze nie dziś Jerzyku?

- Co ja powiem Panu Jezusowi?.....

- Powiesz, jak bardzo go kochasz…

- Eeee tam… pokłócę się z Nim.. znam siebie i znam Jego…

I chwilę potem:

- Pamiętaj, najważniejsza jest Miłość, pamiętaj… Powiedz wszystkim, że bardzo ich kocham.

Szpital, normalnie sterylny, czysty i obcy, zamienił się nagle w kolorowe skupisko mnóstwa spódnic, sukienek, t-shirtów wszystkich, którzy nie mogli uwierzyć, że to nie kolejny „numer” wykręcany nam przez tego, który do takich „numerów” nas przyzwyczaił. Że to poważna sprawa. „Wszystko będzie dobrze, zobaczysz” – najczęściej powtarzane słowa na szpitalnych korytarzach.

„Odpuszczają ci się wszystkie twoje grzechy” – staruszek ksiądz, trochę już przygłuchy, z mocą wypowiadający te słowa i czyniący znak krzyża nad tym, który pragnął nade wszystko być wojownikiem Pana Boga. Brązowe oczy wyrażające wszystko, bo, jakby powiedział logopeda, aparat artykulacyjny niesprawny, nieprawdopodobny uścisk niesparaliżowanej ręki.

Ktoś tu napisał, że mam wspomnienia. O tak. Mam mnóstwo wspomnień. Także takie.

Czemu o tym piszę? Bo AmAn kiedyś bał się śmierci. Rozmawialiśmy o tym. Widział wiele razy, w czasie innych pobytów w szpitalu, jak ludzie kurczowo trzymając się życia, wyklinali na Boga, że im je zabiera. Przerażało go jak okrutna jest śmierć w swoim anturażu. Śmierć jest nieprzyjacielem, okrutnikiem, katem mawiał. Jednocześnie marzył, by kiedyś, tak jak jego dziadek, poczuć, że już na śmierć jest gotów, że widzi ją jako odpoczynek, wytchnienie od bólu, zmęczenia. Kilka dni przed tym okropnym dla mnie czwartkiem, spojrzał na mnie tym swoim specjalnym spojrzeniem, którym zazwyczaj spoglądał, gdy mieliśmy rozmawiać o czymś ważnym i powiedział: „Wiesz kochanie, myślę, że jestem gotów”. Wiedziałam od razu o czym mówi. Połączyło nas to szczególne milczenie, które powstaje splatając dwoje ludzi niewypowiedzianymi słowami. Nie przestraszył mnie. Ale to żadna moja zasługa. Przecież wierzę, że wtedy otaczali nas skrzydłami nasi Aniołowie Stróżowie, a Św. Michał Archanioł, ten wymarzony Dowódca Jerzego spoglądał w naszą stronę z życzliwością i pilnował byśmy nie stracili Ducha. Gdy więc już znaleźliśmy się razem w szpitalu, który miał stać się miejscem naszego ziemskiego rozstania, Duch wciąż był z nami. 

O drugim, znacznie rozleglejszym udarze w pniu mózgu, dowiedziałam się następnego dnia o wpół do ósmej rano. Dobrze, że zaniósł mnie tam na swych rękach Jezus, wprost po spowiedzi, w której przytulił mnie do Serca i od tamtej pory nie pozwolił już, bym wygłupiała się, że rola marnotrawnej córki nie jest taka zła. Dlatego szczerze współczuję niewierzącym i nie rozumiem tych, którzy lekce sobie ważą możliwość przystępowania do sakramentów.

 

Gdy dostaje się od Pana Boga talent, by ładnie mówić do bliźnich, powstaje pokusa, by używać słów pięknych, soczyste tworzyć zdania, zgrabne porównania i poetyckie metafory. Najważniejsza jednak, moim zdaniem, jest przestrzeń, która powstaje między słowami. Pod warunkiem, że jest wypełniona miłością. 

"Miłość porusza się na dwóch nogach. Jedną z nich jest miłość do Boga, a drugą miłość do ludzi. Rób wszystko, abyś nie kuśtykał, ale biegnij na obu aż do samego Boga." św.Augustyn (...) Nie trzeba żałować ani cierpienia, ani śmierci, która jest powrotem na łono Boga, ani nawet żałoby. Bo ten, co odszedł, jeśli czcimy jego pamięć, jest potężniejszy i bardziej obecny od żywych. Antoine De Saint-Exupery "Twierdza"

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości